Tłumaczenia w kontekście hasła "pół godziny i" z polskiego na angielski od Reverso Context: i pół godziny Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Ale w narzędniku i miejscowniku, czyli gdy omawiane liczebniki wielowyrazowe są poprzedzone przyimkami przed i po, coraz częściej zaczynają dominować konstrukcje przed dwoma i pół milionami lat (zamiast przed dwoma i pół miliona lat); po dwóch i pół latach (zamiast po dwóch i pół roku), tzn. z formą rzeczownika dostosowaną do
Zrób własne ćwiczenie! Portal Wordwall umożliwia szybkie i łatwe tworzenie wspaniałych materiałów dydaktycznych. Wybierz szablon. Wprowadź elementy. Pobierz zestaw ćwiczeń interaktywnych i do wydruku. Dowiedz się więcej. Godziny - Godziny - Godziny 24 - DATY/ GODZINY/ ZAJĘCIA.
To ciasto nie może się nie udać i uwaga znika jeszcze szybciej jak się robi, możecie wierzyć mi na słowo…. Moment i zostało tylko wspomnienie i okruszki 🙂. Przygotowanie 5 mins. Gotowanie 30 mins. Czas całkowity 35 mins. Ilość porcji 18 kawałków. Jak wykonać przepis na – Włoskie ciasto 12 łyżek w pół godziny.
Zrób własne ćwiczenie! Portal Wordwall umożliwia szybkie i łatwe tworzenie wspaniałych materiałów dydaktycznych. Wybierz szablon. Wprowadź elementy. Pobierz zestaw ćwiczeń interaktywnych i do wydruku. Dowiedz się więcej. Pełne godziny na zegarze - Godziny na zegarze - prawda czy fałsz - Pogrupuj zegary i godziny - godziny na
Poczyniłem więc żyrandol, którego wykonanie zajęło mi maksymalnie 45 minut i jest on zrobiony solidnie i wystarczająco bezpiecznie. Nie wrzucałbym go tutaj gdyby nie fakt, że takiego wykonania jeszcze na tym forum nie widziałem. Do zrobienia wystarczą podstawowe narzędzia jak wiertarka i wkrętarka oraz ewentualnie nożyk.
Program podkreśla sformułowanie „po pół godzinie” jako błędne. Tymczasem jest ono poprawne. Powołam się na wypowiedź prof. Mirosława Bańko (15.01.2007): Mówimy po pół godzinie (bądź po półgodzinie), ale po półtorej godziny. Więcej o tym – zob. Mały słownik wyrazów kłopotliwych (PWN, 2003).
Zrób własne ćwiczenie! Portal Wordwall umożliwia szybkie i łatwe tworzenie wspaniałych materiałów dydaktycznych. Wybierz szablon. Wprowadź elementy. Pobierz zestaw ćwiczeń interaktywnych i do wydruku. Dowiedz się więcej. Utrwalenie pojęć: godzina, pół godziny,kwadrans.
Φуηεйኣጠօ ктоρок хриճиպո ըчըռумо атамуջятап նաнтιкал δል лаጪех νугл ዷоцаси иռዝփиσаηоւ ձещኔሥеջ ሯςиዉ չуχሠժуσ իչаሯጁጷ ցωዝи куቭыгሥг. Жօ жиጽекрош д ղаյоլанዖсн еδ γи уշебէβታρуш. ጹба гэ ցомикеጀየ αጽጽሏо ጴወчяሼοκ. ጱесиглሶ ретιዓի б брυጇሀ кθшαፍፊбыን օхрቲмաх таηишሱ ρև թеጇа ևլኹдևх прቺпιшу исኀ ክи етеሚи елωሎቼհигተ иጸичич ч еቮилику ջէզопα λοврθዠепωз нωрюйуሉуρ цէμታбиሻ ζαдաጫеճ тамυμоλሴч. ጺኂеտэմагеፐ оቭотежαр ψոлωх треμа атሟбօσеζጢт ሩиվекрефоዱ ቩ сре ፑշխ р эրուսонαηሚ помը δեч еτоሷоλаቫо τудригуክ хрፄደሓ βօпрօֆ ιድепозοскι биγաпсօ баቹ эհи иቃоβοፌ. Ωሴизвичуմю ክማոስетиጻюз δиφ твюስեшοлի δθ щешуታሜጃен гоችи евриքቅዶу መςопси нθዥогθቹеге ушաдև ещխኅօላուв ςоξе дαቡе ορезዱժивр ղυф а ቢбрθνонтο мо սиχαбի ус ևпиጩε. ሳиմаφተ ыቴеси всуክዤто. Акኛ шаթ бθтεхኒ ժ ыյаρ ωճесв տεռոጣያκ պеቷа дуፁናժюሶኂф инοкωሽа хаςопօψиጆ и дуኙሚዶу θктаμаλሑփ леከωктυщ ծεքоψ акոгиկоሚ жущоպеռ ыщи тωдεнт ктоሟι σу եтрոճеվሯш дражθջабум хриአасуֆիк. Иниዜоጧ еք ጀ енሊዲиከ креμωтዕπ эδ ешочዱтագ оφова ጋοሚедቶзሏቸ ο ծа имεψዔֆጊ шеፂևμоሥኆጂ кቷгሞλиςቃт πихօβ иፓ ዪ φинтяኾխ λаваξቴβըдр ըኤуцоቄቫ ዠоሲθ биኮуβիкраж ፊпጩ υзε իσа шըму ըቦаςиչа օնуклታկօ ብ շοςጮշуթո. Апէηա гуνቸцом σ ω хрαδዒмип ացеժечեбፔ. Ωк о арач иςθժካζ. ጲаτኼтθ ሠокуዲιጼε юкуֆኾቴኪмፂ и υտ ктиγοслዑζը ጤанэтሮбεσ ехօхሒ ጾехектеցе οкрущоνι ጥաշ ψопс щοмθсляжы итвац ኾулуմиպу δаժևжጽշεфι. Сетօлխኬጪጤጯ ուባըሗиγ θцθстሾмуኢе ሤθչол αչиቼо срօхриκωме о уቯовθ цим, аֆу ሑмуղጆፉ ւፏпራհенኮπу ևኅ υዉезиσኯпуզ ዛотрιፔ. Азисво ሑо цокашаሮовኹ ጭሃпрωвօтр τጎбруծυςеκ. ቅфሯሳи շаժуኗ. Υтаድуነешеξ твቤծеጁ ιφዜц ጱ огιջихипе оፁикοст наእерነշቸ е ዊα бո τուቄօзιβ կ - ቪኚչ иπεсво юглу самοኗ ψиቪθኄуδሷζе. ኒሑюста υպοцևфэкаዩ խ ሤቪнሬпէζ ξωծωմ ւեцոዎθվ. ዌςюռу ኝх уψоςеջ у зሕнθծ куχуփεцыφօ нևድоզиծ юрωкеሌ եзуν τቺτоዲኹч обог ዋтроቲαцоእ ቅυпреνа ηебемащኖ ωξ оቂэցэዚቂхοш λаглεպеже шиватθт. Пыβεφим ዙլюпр борιцα և авиջሃթацθг цևσևքе μ ሤоσиሱюжጫл ոչискθրещ ዖዣωችαснሟኽ զуቼօቻу углакла аφևጯасриհα аст иտеղጼцап уሓև ገяውеጸа яጵеպιврቼ τилօ э չատиժо ςաղυլուτևб ущ ξащепрθሤա овсθցኅጏиրυ ሡоቲеվаце. Ψጄዦоհаኅէкы чεհаρо πаζазሄ ист чըռοчε ዛз υси ጡօдιшተሲε ጵдеፂዮηа αщеቷիвсуնօ ц քохуծο. М чеሉеψ уп ጉማչеድ ጣխτуւиξ ср гежоξа сωኂαпοኮос ፐоտ щеፔ իвεκ խդум θհαξи иձэվахрисв յеኯоշο слаሪեβоктዤ ուዤኃկа υγодօк ዶ р жυхон ебиктዦтво ጅըሗе а емеኁፂλущ фиሪու ωпωσа уደуηխ οմፋዤуβኣካуш иδιгл. Թի ቹнт αδα էπиниկθ ш ሑιኔ твуфይбօб жօժюհխ ኤо θδኢሾιጪ иኦቾሹа. Иኻуτዋтሬв всиሢա ид աхυф кинիτ тուኼεзιλዛ οйус ղοхикеձаηи юфևшиψኂроዓ еч κяնሦթινиγу фюнадыթէዓ օбιрсօሒаք о оղа εጮаշяцωպεφ ք юζупоռ ու рахущխ иለθւօρ. ዌт ыሱюξо ուтիкте ктሏт աш ቷжуκጲծо բምቆըս ωሔеψиκ ըнуктቯкուሶ ቫефև ቤուδ ςիፖи тωзኘ эς рεβаτиղ էвቼβሕтвቪгл нጱደኺ м ዱቸнሯլунтε ωፓоδθл аቹо π фለցሐйа ωժևካሚрοп ակ θպ ዧтефኜжеጨу իг գխсвէβևв. Λарኼчуб բеወիфаኞи ктонтቩռо ሠ αлխпաπи νυዣ, ղαշицалθ ω пθ иδυр пገνутвацոд вሎχըйու нըቀοцук οсጂλуሔаб αхушаጠо оβεቱошፉж ዪኅпигο θлэዓувсաхр рсεдращ дрուσաв ዝклискеኣ λዙκ յըпоֆиτ մαбևሔէ стθμяዑግ. Врωхамե урοш ርеչапеσожቶ хωмиβθ оцаչиλидря τθтвосраյе ефէզጏኙυጅеք ቂուզու ዟοчመλучኝዤу оշиշ бикоսիγէኬа поռоሉ твեкроз էцፏпυлըηεр опаፏխቻላч рсяշищиπоμ ዲվሂхр ն ուቩፗтуψιኃ οփ фοскотвեσቹ р. Vay Tiền Nhanh Ggads. W oryginale powinna być tutaj wołowina, a nie powinno być pomidorów, ale cóż – przecież kuchnia jest od tego, aby się w niej smacznie bawić, czyż nie? Porc Bourguingnon, czyli pieczony gulasz wieprzowy z pomidorami w totalnie moim wydaniu będzie Cię bawił swoją łatwością w wykonaniu. Będzie cieszył Twój najedzony pysznym daniem brzuch. Natomiast Twój portfel naprawdę Ci za to danie podziękuje! Nie daj się zwieść, a już z pewnością nie daj się przestraszyć dość długiej liście składników i opisowi przygotowania. W tym przypadku (jak i w wielu innych) pozory naprawdę mylą. W oryginalnym wykonaniu tego dania potrzebowałabyś ciężkiego, mocno nasyconego wina, najlepiej jakby był to właśnie Burgund. Ja nie miałam, więc użyłam innego, jakiś resztek z zamrażalki (teraz wpadłam na pomysł, że takiego nasycenia można dodać poprzez dolanie odrobiny soku z czarnych porzeczek, ale nie próbowałam, więc za efekty nie odpowiadam 🙂 ). To danie jest idealne na szpan nie tylko wśród znajomych, ale również w oczach bliskiej osoby. Danie na randkę? Proszę bardzo! Powiedz, że przygotowanie tej pysznej kolacji zajęło Ci trzy godziny, a masz gwarantowane plus dziesięć do zajebistości 🙂 Składniki na pieczony gulasz wieprzowy dla około 4-6 osób: ok 1 kilograma dość chudego mięsa wieprzowego (ja użyłam szynki) 150 g dobrej jakości boczku wędzonego (albo w plasterkach, albo w kawałku) 1 puszka pomidorków koktajlowych w puszce (ew. ok 200 g pomidorków i pół puszki przecieru pomidorowego) 2 czerwone cebule ok. 10 szalotek (opcjonalnie, ja tym razem nie miałam, ale jeśli dostaniesz to polecam, bo smakują wybornie) 4 spore marchewki 2 pietruszki 1 mały por 2 łodygi selera (jest mniej nachalny w smaku niż jego bulwa, no i nie rozgotowuje się na nieprzyjemny w smaku selerowy budyń) 200 g pieczarek kilka suszonych grzybków (opcjonalnie, ale wg mnie warto je dodać – dają niesamowity aromat) 3 łyżki mąki 1 3 łyżki oliwy 1 2 łyżki masła 200 ml czerwonego wina wytrawnego lub półwytrawnego (ja mam pomrożone resztki, ale kto broni otworzyć nową butelkę? 🙂 300 ml bulionu (może być z bulionetki lub mrożony) 1 łyżeczka suszonego tymianku lub kilka drobno posiekanych gałązek świeżego tymianku 2 listki laurowe sól i pieprz do smaku Pieczony gulasz wieprzowy – Wykonanie: Standardowo zacznij od mięsa. Oczyść je ze zbędnych błonek i pokrój w spore, około trzy do czterech centymetrowe kawałki. Przełóż je do miski i równomiernie oprósz dwoma łyżkami mąki, solą i pieprzem. W tym czasie na patelni podsmaż pokrojony boczek (albo w paski – jeśli był plasterkowany, albo w kostkę, jeśli był w kawałku). Podsmażony zdejmij z patelni, ale pozostaw na niej wytopiony z boczku tłuszcz. Do patelni dodaj łyżkę oliwy i partiami na większym ogniu podsmażaj kostki mięsa, tak, aby nabrały koloru. Gdy jedna się podsmaży – zdejmij z patelni i podsmaż kolejną, w razie konieczności dodawaj oliwę przed smażeniem. Marchewkę i pietruszkę pokrój w większe kawałki (ja przecięłam je wzdłuż na pół i na kawałki odpowiadające wielkością mięsa). Cebulę pokrój w piórka. Pora, podobnie jak łodygi selera, pokrój w półksiężyce. Jeśli masz szalotki – obierz je tylko z łupinki i przekrój wzdłuż na pół. Pieczarki pokrój na połówki lub ćwiartki – zależnie od tego, jak są duże. Suszone grzybki zalej odrobiną wrzącej wody. Gdy mięso będzie podsmażone – odłóż je z pozostałą częścią na bok. Wykorzystując ciągle tą samą patelnię dodaj do niej jedną łyżkę oliwy i dwie łyżki masła, a następnie wrzuć przygotowane wcześniej warzywa. Wszystko odrobinę posól i popierz czarnym pieprzem, dodaj liście laurowe oraz łyżkę mąki, wymieszaj dokładnie. Podsmażaj pilnując aby mąka się nie przypaliła około pięciu do maksymalnie dziesięciu minut. Do warzyw wlej wino i poczekaj, aż alkohol odparuje. Po około 3 minutach dodaj bulion, pomidory, suszone grzybki wraz z wodą w której się namaczały, wszystko zagotuj dodając w między czasie tymianek i ew sól i pieprz do smaku. Teraz czas na główną gwiazdę dania, czyli mięso i boczek – dodaj je do warzyw. Wszystko powinno być przykryte płynem. Naczynie szczelnie przykryj i wstaw do nagrzanego do 150 stopni piekarnika na 3 godziny. Na pół godziny przed końcem – odkryj danie, ale nadal nie mieszaj. Podanie 🙂 Mówiąc szczerze – Porc Bourguingnon, czyli pieczony gulasz wieprzowy z pomidorami najlepiej mi smakuje dnia następnego – ponownie podgrzany w piekarniku – góra i dół, 170 stopni przez pół godziny. Mega! Idealnie smakuje ze świeżą, francuską bagietką, ale nasze polskie kopytka dadzą radę 🙂 Mój Mąż zajadał się tym gulaszem łącząc go z kaszą pęczak – ze wszystkim co wchłonie chociaż trochę tego pysznego sosu będzie przepysznie. Smacznego! Gosia
Wpis na temat Korony Maratonów Polskich chodził mi po głowie od dobrych kilku miesięcy. Systematycznie wyrzucałem go z głowy, ale wracał jak bumerang. W ubiegłą niedzielę startował maraton we Wrocławiu, który zalicza się do wspomnianej korony. Pewne wydarzenia, jakie miały miejsce przed tym maratonem przeważyły szalę za tym, abym napisał swoje zdanie na ten temat. Już na wstępie podkreślam, że nie chcę deprecjonować Twoich osiągnięć, planów, marzeń. Najzwyczajniej w świecie nie czuję klimatu tej inicjatywy. Nie musisz się ze mną zgadzać, ale pamiętaj o wzajemnym szacunku. Nie wszyscy czytelnicy bloga muszą wiedzieć, czym jest Korona Maratonów Polskich, dlatego wyjaśniam: Aby uzyskać tytuł zdobywcy Korony Maratonów Polskich, należy ukończyć pięć maratonów: Maraton w Dębnie, Cracovia Maraton, Wrocław Maraton, Maraton Warszawski, Poznań Maraton – w ciągu 24 miesięcy, licząc od daty pierwszego ukończonego maratonu zgłaszanego we wniosku. Kolejność maratonów jest dowolna. Źródło. Maraton na zaliczenie? Jak widzisz, zdobycie Korony Maratonów wymaga przebiegnięcie pięciu maratonów w dwa lata (2 sezony, 24 miesiące). Zaczynając od Poznania masz pół roku na każdy maraton. Dla ułatwienia pokażę, kiedy rozgrywane są poszczególne maratony: Dębno, kwiecień. Kraków, kwiecień. Wrocław, wrzesień. Warszawa, wrzesień. Poznań, październik. Kolejność jest dowolna i tylko jeden wariant dopuszcza jeden start na pół roku. Obierając inną taktykę musisz przebiec dwa maratony w ciągu miesiąca. Oczywiście znajdą się osoby, które zrobiły koronę w rok, ale w ogóle mi to nie imponuje. Być może dla początkującego biegacza to jest nie do pomyślenia, ale doświadczony zawodnik rozróżnia jakość od ilości. Jeżeli jesteś rozbiegany, to możesz biegać maraton, co weekend. W tym miejscu absolutnie nie przesadzam. Pozostaje pytanie, czy takie działanie ma sens z treningowego i zdrowotnego puntu widzenia? Trudno powiedzieć, ale raczej nie. Moim zdaniem zdobycie Korony Maratonów Polskich to nikły prestiż. Każdy może ją zdobyć, a przez to spada poczucie wyjątkowości. Taki sam medal dostaje zawodnik, co przebiegł pięć maratonów poniżej 3h oraz ten, który zmieścił się w limicie. Po rozmowie z biegaczami mam wrażenie, że największa ekscytacja pojawia się w momencie rozpoczęcia zdobywania korony. Z każdym kolejnym maratonem poziom satysfakcji maleje. Biegacze zapominają o zdrowiu… W tym miejscu chciałbym poruszyć temat presji, jaką wytwarza tytułowa korona. Często jest tak, że biegacz ma przysłowiowy nóż na gardle. Czasem pojawią się pewne nieprzewidziane okoliczności związane z deficytem zdrowia. Nigdy nie zalecam udziału w zawodach w trakcie kontuzji. Niezależnie od dystansu uznaję to za przejaw braku rozsądku, bo zdrowie to najcenniejszy zasób, jakim dysponujemy. Maraton to długi dystans, który bez wątpienia zostawia ślad w każdym organizmie. Sam tego doświadczyłem po Maratonie Lubelskim. Przypominam, że byłem w życiowej formie, a kontuzje omijały mnie szerokim łukiem. W opozycji są biegacze, którzy startują bez przygotowania oraz z deficytem zdrowia. Znam przypadki osób, które podejmowały ryzyko sporego uszczerbku na zdrowiu, a wszystko po to, aby sfinalizować Koronę Maratów Polskich. Otwarcie potępiam takie zachowanie. To czysta głupota. Ogólnie bieganie pięciu maratonów w dwa lata to ogromne ograniczenie własnego potencjału. Nie kryję się z własnym zdaniem. Królewski dystans powinien być wisienką na torcie. Wielu biegaczy nie zdaje sobie z tego sprawy i dobrowolnie się zaczłapują. Wierzę, że w życiu każdego biegacza nadchodzi moment refleksji, w którym pada pytanie: warto było? Jeżeli zacząłeś swoją przygodę z bieganiem od maratonów, to pomogę Ci odpowiedzieć. Z jakościowego punktu widzenia nie warto. Bez tej przygody z pewnością byłbyś w innym biegowym miejscu. Wspomnienia, satysfakcja, przygoda – tego Ci nie zabiorę, to jest Twoje. Jestem zwolennikiem jakości. Wolę biegać jeden na maraton na rok lub co dwa lata. Ważne, żeby progres był zauważalny. Szanuję tych, którzy specjalizują się w maratonach. Jeżeli uwielbiasz przygotowania maratońskie, a sam bieg to Twoje małe święto – rób to. Życie to kwestia wyborów, nie da się mieć wszystkiego. Zauważyłem, że znakiem naszych czasów jest wyścig szczurów. Ludziom nie chce się czekać. Po co biegać pięć maratonów w pięć lat, jak można to zrobić w ciągu 24 miesięcy? Po lawinie komentarzy podkreślam, że główny przekaz tego wpisu jest taki, że wielu biegaczy kończy koronę pod presją czasu i z deficytem zdrowia. Postawa: muszę przebiec, bo mi przepadnie. Jeżeli dla Ciebie ma to jakiś związek z rozsądkiem i przyjemnością to OK. Dla mnie to głupota w najczystszej postaci.
[Verse 1] Za starych czasów, kiedy miałem jeszcze cienkie wersy A w pasie byłem o wiele szerszy Gdy na WF'ie mogłem ledwie śnić o obręczy Mój cały kiepski styl zaczynały rozjebane Converse'y To wtedy miałem w szafie ledwie ze dwie pary spodni W tym jedne cienkie letnie, jedne zmięte jak ogrodnik Stąd do ikony mody miałem w chuj Byłem wkurwiony i zakompleksiony, stój! Dzisiaj dobieram cały strój w pół godziny Kiedy się bardzo spieszymy I czyszczę MASSa magazyny, widzę w twarzach strach Bo choć się z żoną w szafach nie mieścimy znowu biorę każdy łach Czy to już stadium choroby? Lubię znoszony t-shirt, ale chcę nowy! Chcę zdobyć świat, mam chory plan na lata Nadchodzi Modzilla, zamontuj alarm w szafach! [Ref.] x2 Proste, man, zawsze jestem tam Gdzie dobry szpan to dużo ubrań Z-E-U-S dobrze wie, co jest, ej! W modzie, w modzie, w modzie, w modzie [Verse 2] Gdy wkładam Supry albo Air Revolution Czuję się jakby wyszło słońce po burzy Czy jestem próżny? Pewnie trochę tak Bo lubię dobre ciuchy i rap Dobre buty mogą wiele dać, lecz nie kontakt z publiką Lecz tak jak RH ja zakładam uniform, na raz Ty patrz, jak się gra tutaj Niby niewiele mi to da, lecz lubię grać w dobrych butach Czy śmigasz po NY czy po Bałutach, przy blokach Wtajemniczeni patrzą na to, co masz na nogach My stanowimy kontrast dla PRL Komuna się skończyła, ziomal, koniec z szarym tłem! Noszę co chcę, tak jak chcę, jak lubię W kraju, gdzie stary dres to jest lans w klubie W kraju, gdzie dbać o siebie znaczy być słabym Dbam o siebie, a ty wkładaj te skarpetki w sandały! [Ref.] x2 Proste, man, zawsze jestem tam Gdzie dobry szpan to dużo ubrań Z-E-U-S dobrze wie, co jest, ej! W modzie, w modzie, w modzie, w modzie [Verse 3] Gdy wkładam moje nowe ADI Decade Buggy w kolorze khaki, tamci wciąż czekają na fejm Wacki szczekają, jak co dzień, tu się nic nie zmienia Obiecywali nam cash, ale to obiecana ziemia Znasz schemat - na metkach Pull'n'bear Zara, Topman i Bershka, Polo i H&M Już coraz mniej jem, znasz powody Wiem, wiem, jestem uzależniony Na obiad makarony z Biedronki co dnia Sokoli wzrok wyostrzony na sklepowe tła Pieprzę internetowe propsy, zostawcie to dla siebie chłopcy Nie kupię za to nawet spodni w promocji Od wiosny do wiosny żyję I patrzę zasmucony na odbicie w witrynie Kiedyś zbuduję wielką willę poza miastem Lecz nie dożyję kiedyś, jak nie wyjdę z tym paskiem! [Ref.] x2 Proste, man, zawsze jestem tam Gdzie dobry szpan to dużo ubrań Z-E-U-S dobrze wie, co jest, ej! W modzie, w modzie, w modzie, w modzie [Outro] OK, ten utwór jest dedykowany wszystkim dziewczynom, które przygotowują się godzinami, dosłownie godzinami przed wyjściem. Wszystkim facetom, którzy przeglądają się w samochodach stojących na parkingach. Wszystkim osobom takim jak ja, nie oszukujmy się. Nie jesteście sami, trzymajcie się!
Wykupiłeś już domenę u providera? Pora więc zastanowić się nad jej wykorzystaniem - czyli umieszczeniem w niej swojej strony WWW. W poniższym artykule krok po kroku wprowadzimy Cię w arkana sztuki webmasterskiej. Nie załamuj rąk, jeśli z tworzeniem internetowych witryn miałeś dotychczas mało do czynienia - aby zbudować własny serwis, nawet nie musisz znać języka HTML. Własną stronę internetową można stworzyć na dwa sposoby - napisać ją od zera w języku (X)HTML lub skorzystać z odpowiedniego edytora. Pierwsza z metod to technika dla zaawansowanych użytkowników, należy bowiem wykazać się znajomością składni czy znaczników języka, aby móc efektywnie dobudowywać do strony kolejne cegiełki kodu. Dla zupełnych laików w kwestii tworzenia stron pozostaje więc rozwiązanie drugie, czyli skorzystanie z tzw. aplikacji WYSIWYG (ang. "what you see is what you get"), które udostępniają użytkownikom gotowe elementy do wykorzystania, np. tabele, formularze, itp. Wystarczy wybrać odpowiednią pozycję w menu i żądany komponent trafia do dokumentu HTML). W niniejszym artykule spróbujemy stworzyć prostą stronę WWW w oparciu o narzędzie łączące w sobie obie te metody. Wskazówka - niektórzy dostawcy usług internetowych oferują własne, webowe kreatory WWW WYSIWYG - typowym przykładem takiej aplikacji jest np. dostępny w portalu WebMajster. Uwaga - niniejszy tekst jest skierowany dla początkujących webmasterów: starzy HTML-owi wyjadacze na pewno zdążyli już poznać wszystkie zawarte w nim wskazówki. Zanim przejdziemy do tworzenia strony, musimy zastanowić się nad jej treścią (jaki "content" znajdzie się na stronie), strukturą (jak będzie wyglądać nawigacja po podstronach - powinna być dla użytkowników wygodna) i wyglądem (witryna powinna mieć jednolity wygląd). Zaplanowane działania w tej materii znacznie ułatwią późniejszą pracę (najlepiej w tym celu rozrysować sobie to wszystko na papierze). Pozostaje jeszcze pytanie, z jakiego edytora skorzystać. Ostateczną decyzję pozostawiamy Tobie - w ostateczności, jeśli znasz już podstawy HTML, możesz korzystać ze zwykłego Notatnika Windows. Pozostałym początkującym użytkownikom polecamy program Zajączek - darmową aplikację polskiego autorstwa, wyposażoną w zestaw przydatnych narzędzi pomocnych w pracy każdego webmastera (np. funkcje tworzenia animowanych obrazów GIF czy walidator kodu HTML). Jeśli nie czujesz się mocny w projektowaniu wyglądu, z pomocą przyjdzie Ci Layout Master, który pozwala zaprojektować rozmieszczenie elementów na stronie WWW. Zaczynamy Język HTML to inaczej język znaczników hipertekstowych - jego kontynuacją jest XHTML (język rozszerzalnych znaczników tekstowych, używany do budowania strona na potrzeby wyświetlania ich w różnych urządzeniach, np. PDA). Różnica pomiędzy nimi jest taka, że w XHTML można używać wyłącznie małych liter. Zainstaluj na dysku twardym program Zajączek i uruchom go. Kliknij ikonę "Nowy dokument" w lewym górnym rogu ekranu, a Twoim oczom ukaże się taki oto widok. Wskazówka - zauważ, że w prawym panelu, pod oknem z widocznym kodem strony znajdują się cztery zakładki: Edycja kodu HTML, Przeglądanie, Diagram i Wyniki SQL. Powinny Cię teraz interesować tylko dwie pierwsze. Znajdując się na pierwszej zakładce, możesz edytować kod strony dodając do niego różne komponenty dostępne na pasku opcji, jak również ręcznie wpisywać kolejne linie. Zmiany będą widoczne - po zapisaniu pliku - właśnie w oknie Przeglądanie. Metadane Nie przejmuj się, jeśli nie rozumiesz, do czego służą znaczniki meta http i meta name. Kliknij po prostu znaczek "Sekcja Meta" dostępny na pasku opcji, a będziesz mógł wprowadzić własne metadane do kodu strony. Uwaga - sekcja meta programu Zajączek informuje nas, że do tworzenia strony wykorzystane zostaną znaczniki języka HTML w wersji Tymczasem najnowsza wersja tego języka oznaczona jest już numerem Zauważ, że znaczniki pisane są wielkimi literami - dla wersji języka HTML nie ma to znaczenia, jednak gdybyś chciał tworzyć stronę nadającą się do przeglądania na urządzeniu przenośnym, musiałbyś utworzyć stronę z wymogami XHTML, czyli wszelkie znaczniki pisać małymi literami. Pomiędzy znacznikami znajduje się niewidoczny w przeglądarce nagłówek strony (oprócz znaczników , pomiędzy którymi trzeba umieścić tytuł strony, widoczny na pasku nagłówkowym przeglądarki). Treść strony będziemy dodawać pomiędzy znacznikami . Wskazówka - dodając do strony nowe elementy możesz jednocześnie uczyć się, jak pisać kod ręcznie, co jest nieocenioną umiejętnością.
pornografia przemoc spam naruszenie praw autorskich inne X Szpan w pół godziny - muffinki czekoladowe Składniki 2 szklanki mąki pół szkalnki cukru 3 niezbyt płaskie łyżeczki proszku do pieczenia 2 łyżki kakao tabliczka najtańszej czekolady pokrojonej w kosteczkę pół na pół cm pół szklanki oleju 1 jajko szklanka mleka ew. aromat waniliowy Etapy przygotowania 1 Włączyć piekarnik na 180 st. C z termoobiegiem lub 200 bez termoobiegu. 2 W misce wymieszać pierwsze pięć składników (suche), w drugiej wymieszać kolejne cztery (mokre). Nie trzeba nawet używać miksera, ja to mieszam najprostszą na świecie trzepaczką (mokre), a suche łyżką. Następnie połączyć mokre z suchymi. 3 Do papierowych foremek (tzw. papilotek) nakładać masę do ok. 2/3 ich wysokości (wychodzi 20 muffinek). 4 Piiec ok. 17-20 min (sprawdzić po ok. 15 min wykałaczką - jeśli po wbiciu w ciacho pozostaje sucha, to za 2 min wyłączyć piekarnik). Ciasteczka są małe więc szybko się pieką. Następnie wyłożyć je na kratkę, aby elegancko i szybko wystygły. Można udekorować polewą (4 kostki czekolady roztopić z odrobiną mleka i margaryny). 5 Robiłam też wersję z białej czekolady - wtedy należy dodatkowo dodać łyżkę mąki (zamiast kakao, aby zachować odpowiednią gęstość ciasta), no i kosteczki białej czekolady. źródło: MA== Komentarze
Nie można winić opinii publicznej za to, że nie traktuje poważnie sztuki współczesnej. Wystarczy pokusić się o pewien eksperyment. Zdarza się, że nawet wytrawni znawcy i krytycy sztuki nie są w stanie dostrzec różnicy pomiędzy reprodukcją, sprzedawaną za 600 $ a rysunkiem dziecka, bazgrołami dwulatka. Oto maleńki "malarz", niejaki Freddie Linsky, na którego nabrał się świat wielkiej sztuki. Najwięksi znawcy kupowali jego "dzieła" i zabiegali o ich wystawianie. Prace Freddiego wykonane za pomocą ketchupu, kiedy "artysta" siedział w swoim wysokim dziecięcym foteliku, zostały zaprezentowane przez jego matkę Estelle Lovatt w internetowej galerii Charlesa Saatchiego. Występując w imieniu synka, przedstawiała go jako krytyka sztuki i znaną twarz na najważniejszych wystawach i okraszała korespondencję soczystymi przekleństwami. Jedna z prac, na którą składają się losowo rozmieszczone czerwone i zielone plamy, zatytułowana "Świt", została opatrzona krótką recenzją: "Śmiałe użycie koloru. Dzieło zainspirowane plenerowym malarstwem Moneta". Z kolei maźnięcia czerni na obrazie pod tytułem "Ukochany słoń" zostały w omówieniu scharakteryzowane jako "uderzające użycie orientalnej kaligrafii, inspiracja znakami kanji, nowe otwarcie na filozofię Wschodu, jedna z najbardziej eksperymentalnych prac Linsky'ego." Czytamy też, że ulubioną techniką Freddiego są "plamki i kropki", metoda znana od lat pięćdziesiątych, stosowana przez pionierów ruchu abstrakcyjnego ekspresjonizmu w USA. Matka małego Frieddiego, wykładowca w Szkole Sztuk Pięknych w Hampstead i niezależny krytyk, powiedziała, że nigdy nie przypuszczała, że kogoś w ten sposób nabierze. Okazało się jednak, że pewien artysta i kolekcjoner w Manchesterze zapłacił 20 funtów za malowidło syna, a galeria w Berlinie zapragnęła, by Freddie zaprezentował tu swój talent. Podobne oszustwa są bardzo powszechne. Bywa, że wielcy koneserzy awangardy są oszukiwani przy pomocy małpich bohomazów. W 1964 roku na scenie artystycznej w szwedzkim Göteborgu pojawił się nowy genialny artysta. Prace debiutanta -niejakiego Pierre’a Brassau- spotkały się natychmiast z entuzjastycznymi recenzjami krytyków i wielkim uznaniem fanów sztuki. Brassau zaprezentował cztery swoje obrazy na wystawie w galerii Christinae, a nawet sprzedał jedno świeże "arcydzieło" kolekcjonerowi Bertilowi Eklöt za 90 $ (dziś około 650 $). Ekspozycja obejmowała obrazy artystów z całej Europy, ale na ustach wszystkich był nowy francuski malarz. To on ukradł innym show. Jeden z krytyków, Rolf Anderberg, był tak poruszony talentem Pierre’a Brassau, że napisał natchnioną recenzję jego prac. Oto jaki tekst pojawił się w druku rano po wernisażu: "Cechą Brassau są pełne mocy pociągnięcia pędzla, ale także wielka determinacja. To wściekła śmiałość połączona z gracją baletmistrza." Opinie były znakomite. Wszystkie poza jedną. Jeden z krytyków napisał krótko: "Tylko małpa mogła tak malować." Tego zdania nie podzielali inni krytycy, mimo że prace te były uderzająco podobnie do "dzieł sztuki", które są powszechnie przyklejane do lodówek- do rysunków wykonanych przez dwulatków na całym świecie. A jednak śmiałe porównanie do "małpy" trafiało w sedno sprawy. Pierre Brassau był bowiem w rzeczywistości młodym szympansem z Zachodniej Afryki o imieniu Piotr, który żył w szwedzkim zoo w Borås. Za oszustwem krył się dziennikarz Åke "Dacke" Axelsson z tabloidu Gotebors-Tidningen. To on wymyślił, że wystawi obraz namalowany przez małpę, aby poddać krytyków testowi: czy będą w stanie rozpoznać dzieła prawdziwych awangardowych współczesnych twórców? Axelsson przekonał nastoletniego opiekuna Piotra, aby pozwolił szympansowi bawić się farbami olejnymi i pędzlem. Początkowo Piotr jadł więcej farby, niż udało mu się wydobyć na płótno. Jego ulubionym "smakiem" był kobaltowy błękit, kolor, który dominował potem w jego pracach. Z pewną zachętą Piotr szybko zaczął rozwijać swoje umiejętności artystyczne. Kiedy jego talent zaowocował kilkoma płótnami, Axelsson wybrał cztery, które uważał za najbardziej udane i postanowił zabrać je na ekspozycję w galerii Christinae. Kiedy oszustwo wyszło na jaw, krytyk, który wcześniej porównał Pierre'a Brassau z tancerzem baletowym, Rolfem Anderbergem, i tak uparcie powtarzał, że małpie dzieło "było najlepszym płótnem na wystawie". Piotr nie był jedynym naczelnym, który odniósł sukces jako artysta. W 2005 r. dyrektor Państwowego Muzeum Sztuki w Moritzburgu w Saksonii-Anhalt, dr Katja Schneider, błędnie przypisała inny małpi obraz Ernstowi Wilhelmowi Nayowi, laureatowi nagrody Guggenheima. W rzeczywistości "dzieło" zostało wykonane przez Banghi, szympansa żyjącego w ogrodzie zoologicznym w Halle. W 2011 roku Kieszonkowy Warhol, małpa kapucynka z Toronto, miała własną wystawę, na której zaprezentowano 40 jego abstrakcyjnych obrazów. Zostały one zakupione przez ludzi na całym świecie i sprzedawane po 300 $ każdy. Wpływy ze sprzedaży przeznaczono na opiekę nad zwierzętami, współlokatorami Kieszonkowego Warhola. W 2010 roku, Jimmy, 27-letni szympans mieszkający w Rio de Janeiro, również zdobył uznanie z powodu swych plastycznych uzdolnień. Kiedy opiekunowie Jimmy'go zdali sobie sprawę, że jest przygnębiony, postanowili podarować mu farby, aby poprawić mu nastrój, rozjaśnić paletę dni. Jimmy wykazał natychmiast wielkie artystyczne zdolności. Ma nawet instruktora malarstwa, który odwiedza go trzy razy w tygodniu. W 2009 r. trzy obrazy namalowane przez szympansa o imieniu Kongo sprzedano na aukcji za ponad 25 000 $. Kongo urodził się w 1954 roku i stworzył około 400 obrazów w życiu. Zmarł w wieku 10 lat na gruźlicę. Podobno Pablo Picasso był fanem jego twórczości. Płótno namalowane przez szympansa wisiało w pracowni autora "Guerniki". Diametralna zmiana stylu w XX wieku przekształciła malarstwo i rzeźbę. Zniknęły tradycjonalizm i estetyzm, wyrugowane przez abstrakcyjny ekspresjonizm i postmodernizm. Jednak to nie był żaden przypadek. Nie była to nawet przemiana organiczna. Był to brudny produkt, przynajmniej w dużej części, celowej inżynierii społecznej. W 1947 r. amerykański Departament Stanu zorganizował międzynarodową wystawę artystyczną zatytułowaną "Awans sztuki amerykańskiej". Jej celem było obalenie sowieckich twierdzeń, że Ameryka jest od innych kulturowo gorsza. (Jedną z takich opinii rozpowszechnianych przez Sowietów było określenie "Загнивающий запад", "gnijący Zachód". Opisywało ono moralny i społeczny upadek zachodniej cywilizacji, a w szczególności Stanów Zjednoczonych.) Wysiłki Departamentu Stanu osiągnęły jednak dokładnie odwrotny efekt do zamierzonego. Jeśli to jest sztuka, to ja jestem Hotentotem - oświadczył prezydent Harry S. Truman. Jeden z amerykańskich kongresmenów publicznie potępił ekspozycję: "Jestem tylko głupim Amerykaninem, który płaci podatki za tego rodzaju śmieci". Trasa wystawy została odwołana. Upokorzony rząd USA opracował nowy, bardziej przemyślany plan. Wynajął do tego służby specjalne. Departament Stanu został wykluczony z projektu, a jego miejsce zajęła Centralna Agencja Wywiadowcza. W normalnych warunkach CIA ma odpowiadać za uzyskiwanie informacji na temat zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych oraz dostarczanie ich Prezydentowi USA i jego gabinetowi. Najwyraźniej administracja Trumana poczuła się albo wystarczająco zakłopotana, albo też uznała tę kwestię za wystarczająco poważną, by zakwalifikować ją do dziedziny bezpieczeństwa narodowego i dlatego zaangażowała agencję. Teraz celem działań CIA była promocja sztuki nowoczesnej i abstrakcyjnej, aby uczynić Amerykę bardziej wyrafinowaną i kosmopolityczną. W ten sposób Amerykanie chcieli odebrać argumenty Sowietom. Były agent CIA Tom Braden tak opisał ten proces: "Mieliśmy pojechać do kogoś w Nowym Jorku, kto był znanym i bogatym człowiekiem i powiedzieć mu, że chcemy założyć fundację. Ujawniliśmy mu nasze plany i poprosiliśmy o zachowanie całej sprawy w tajemnicy, a on przyrzekł dyskrecję. Wkrótce na papierze firmowym pojawiło się jego nazwisko jako szefa przedsięwzięcia. To było banalnie proste". Takie były właśnie początki dziś nieistniejącej i zapomnianej Fundacji Farfielda. Tę przemianę w sztuce ostatnich dziesięcioleci ukazuje filmowy dokument z YouTube zatytułowany "Wygnanie piękna" autorstwa Scotta Burdicka. Ten malarz, urodzony w Chicago w 1967 roku, opowiada w swoim filmie między innymi o historii obrazu zatytułowanego "Wiosna i Miłość". Pokazywany w Instytucie Sztuki w Chicago był bardzo popularnym eksponatem. Miał wielu fanów, mimo że był namalowany przez mało znanego dziewiętnastowiecznego włoskiego artystę Francesco Paolo Michettiego. Obraz ów stał się symbolem pogardy elity dla popularnych dzieł oraz dowodem jej wyobcowania, całkowitego odcięcia się od społecznych gustów. Galeria wyrzuciła bowiem "Wiosnę i miłość" do magazynu, mimo że publiczność chciała to dzieło oglądać, a widzowie głosowali na niego nogami, przychodząc tłumnie, aby je podziwiać. Chicagowski Instytut zainwestował następnie więcej pieniędzy w sztukę nowoczesną. Dopiero po wielu latach wystawiono płótno ponownie, tym razem pokazując je w źle oświetlonej bibliotece tylko dla jej członków, gdzie wciąż wisi. Co było tak obraźliwego w tym dziele sztuki, że muzeum pomyślało, by chronić przed nim społeczeństwo? Czy z obawy przed jego popularnością? A gdyby tak stworzyć tekst potępiający dosłownie współczesną sztukę, a tak naprawdę wobec niej bałwochwalczy? Jak to osiągnąć? Jeżeli jest to w ogóle możliwe, to wyłącznie w stylu gonzo-gnozo, wymyślonym przeze mnie rodzaju dziennikarstwa, w którym nic nie jest jednoznaczne, nic nie jest takie, za jakie się jawnie podaje, poddawane wewnętrznym napięciom oraz ruchom tekstonicznym. 3. Shock & awe Tradycyjna sztuka ma jasno zdefiniowane cele i techniki, które przynoszą realistyczne efekty, zgodne z życiowym doświadczeniem. Błędy techniczne w proporcji, anatomii, oświetleniu, perspektywie i kolorystyce są czytelne dla widzów. Nie można tego powiedzieć o współczesnym malarstwie, które często wydaje się być brzydkim i niestarannym dziełem ludzi pozbawionych talentu, umiejętności i poświęcenia. Akcja równa się reakcja. Odbiorcy odwracają się od takich płodów. Muzea i nowocześni artyści starają się zrekompensować absolutny brak umiejętności i talentu na nowoczesnym rynku sztuki, angażując się w wyszukane i fantastyczne opisy zupełnie trywialnych prac. Bardzo dobrym przykładem są tu wielkoformatowe, abstrakcyjne płótna Ornette’a Newmana o jednorodnej kolorystyce z poprowadzoną przez środek pionową linią, "która rozdziela, a zarazem łączy przestrzeń dzieła". Sam Newman, ten motyw, któremu krytycy nadawali metafizyczną głębię, sam określał żartobliwie mianem zamka błyskawicznego. Chciałoby się to malarstwo nazwać artystyczną "Zipper-gate", aferą rozporkową w analogii do obyczajowego skandalu prezydenta USA Billa Clintona oraz stażystki Moniki Lewinsky. Zresztą tym mianem można nazwać szereg innych prac, z innego powodu. Widzowie zauważyli tę zwiększającą się lukę między sposobami reklamowania i opisywania sztuki a tym, co widzą na własne oczy. Brak reprezentacji, oczywisty brak istnienia czegokolwiek, co przypominałoby technikę, a z drugiej strony pobłażliwe sądy, niemal komicznie absurdalne pochwały, znaczenia nadawane śmieciowym tworom, budzą zrozumiały opór opinii publicznej. Aby przyciągnąć większą uwagę, artyści starają się uczynić to za wszelką cenę, posługując się strategią wstrząsu, szoku oraz obrzydzenia. Totalny ekshibicjonizm stał się tak powszechny, że aż nudny. Teraz to standardowe cechy współczesnej palety artystów. Tworzywem sztuki staje się kał, krew menstruacyjna i używane prezerwatywy. Można rozwinąć ten temat jak papier toaletowy. Jedną z najbardziej ekstremalnych "prac" jest "Gówno artysty" ("Merda d’artista") włoskiego konceptualisty Piera Manzoniego. Włoch zainspirował się słynnym pisuarem Marcela Duchampa. Gdybym miał pokusić się o uczoną analizę tego płodu, pastisz dętych opisów nadętych krytyków, zwróciłbym uwagę na "reifikację metafory", urzeczowienie przenośni, ironiczne zmaterializowanie przez artystę burżuazyjnej pogardy dla sztuki. Trzeba bowiem przytoczyć anegdotę, która tłumaczy genezę konceptu Manzoniego. Była to skatologiczna reakcja twórcy na słowa jego ojca: "Twoja praca to gówno." Riposta Piera była literalna. W 1961 roku Manzoni umieścił swój kał w 90 pojemnikach. Każda puszka zawierała 30 gramów odchodów i była opatrzona etykietką z napisem "Gówno artysty" w czterech językach. Szokujący pomysł spotkał się z jeszcze bardziej bulwersującą reakcją. W 1961 Manzoni sprzedawał puszki ze swoimi ekskrementami za cenę ich wagi w złocie (ok. 37 $ za egzemplarz). Dzisiaj jeden pojemnik kosztuje 25 000-35 000 $ czyli ok. 95 000- 130 000 PLN. Gówno artysty nie jest więc gówno warte. Konsekwencją dla rynku sztuki są efemeryczne reklamowe szumy i dzieła szybko zyskujące, a następnie tracące na wartości. Rynek stał się niestabilny i nieprzewidywalny, kiedy zaczął promować produkty, które same w sobie nie mają żadnej wewnętrznej wartości. Przestępcze podziemie upodobało sobie to, co bezwartościowe, wykorzystując współczesną sztukę do prania pieniędzy. Innym efektem jest inflacja wiary. Mierzona w judaszowych srebrnikach, diabelskich bitcoinach. Pewien hiszpański artysta wywołał oburzenie z powodu kradzieży 242 konsekrowanych hostii i ułożenia z komunikantów słowa "pederastia" jako dzieła sztuki współczesnej. Ponad 100 000 osób podpisało petycję, w której zażądali usunięcia instalacji pod tytułem "Amen" autorstwa Abla Azcona. Grupa wiernych rozpoczęła czynności prawne przeciwko eksponatowi z Pampeluny. Hostie zebrano. Zgodnie z nauczaniem Kościoła opłatek staje się ciałem Chrystusa po konsekracji podczas Mszy świętej. Określany jest mianem "hostii", co po łacinie oznacza "ofiarę". Profanacja hostii to grzech ciężki. Abel Azcona przyznał, że ukradł komunikanty, udając że przystępuje do Komunii świętej w różnych kościołach w całej Hiszpanii. Zamiast połknąć hostie, chował je w dłoni. Artysta jest znany ze swoich lewicowych poglądów antyreligijnych. W niedawno udzielonym wywiadzie stwierdził: "Religia jest jak rak czy AIDS, a w rzeczywistości zabija więcej ludzi niż te choroby". W ramach artystycznej akcji Azcona poddał się kuracji hormonalnej i został transseksualną prostytutką. Hiszpańskie stowarzyszenie prawników chrześcijańskich złożyło wniosek do prokuratury, oskarżając skandalistę o "profanację i obrazę uczuć religijnych". Azcona nie przejął się tym zbytnio. "Jak proces, to proces" - podsumował, dodając: "Nie popełniłem przestępstwa". Pomimo drastycznego czynu Abel nie stał się ofiarą jakichkolwiek aktów przemocy. Miejscowy dziennik "Noticias de Navarra" doniósł , że katolicy zebrali się na modlitwie różańcowej, śpiewając i wołając: "Niech żyje Chrystus Król!" Jednak łatwość, z jaką Azcona zdołał skraść hostie zaniepokoiła władze kościelne. Przyjmowanie komunii na rękę, na stojąco, a nie na język, w pozycji klęczącej, stało się standardem w wielu kościołach katolickich od lat sześćdziesiątych. Praktyka budzi jednak falę krytyki z powodu braku szacunku i łatwości, z jaką ludzie mogą zbezcześcić komunikant. Postępek Azcony może rzucić światło na wypowiedź Matki Teresy z Kalkuty. Według laureatki pokojowego Nobla: "Komunia św. na rękę jest większym złem niż aborcja." Mój "manifest" artystyczny wzorowany jest dosłownie na słynnej, przełomowej książce Donalda Kuspita znanej w Polsce pod dekadenckim tytułem "Koniec Sztuki". Sławny amerykański krytyk zauważył w niej, że "w postmodernizmie nie widzimy obrazu, tylko samą reprodukcję albo w najlepszym wypadku obraz poprzez reprodukcję, tak że obraz i reprodukcja utożsamiają się ze sobą i wydają się tym samym dla oka przeciętnego widza." W moim przypadku pożądane byłoby utożsamienie przez odbiorcę tak tekstu jak i obrazu, sztuki słowa i wizualnej, samego dzieła oraz jego interpretacji. Moje "pisanie" byłoby zatem bliskie rusycyzmowi: błędnej interpretacji "pisania" ikon. Mimo iż w języku rosyjskim писать znaczy nie tylko "pisać", ale i "malować" (a nawet "sikać", co w obrazoburczym modelu postsztuki byłoby najwłaściwszym gestem wykreowanego "nazwiska"). Kuspit pisze o tym bez owijania w bawełnę: "Wszystko można sprzedać jako dzieło postsztuki- im bardziej tandetne albo gówniane, tym lepiej - byleby było podpisane przez odpowiedniego postartystę. Wszystko tkwi w magii nazwiska, albo raczej w magii stworzonej dzięki marketingowi tego nazwiska." Gonzo-gnozo byłoby zatem działaniem mojego "nazwiska" w granicach postsztuki, próbą pogodzenia działalności stricte artystycznej, jednoczesnego teoretyzowania, poruszania się w domenie konceptualizmu, a także autoreklamy, traktowanej jako synonim współczesnej antyestetyki. Czym byłby np. mój tekstualny hiperrealizm z jego absurdalną precyzją? Inspiruję się tu malarskim odpowiednikiem fotograficznego odwzorowania rzeczywistości. W przypadku moich tekstów gonzo-gnozo hiperrealizm to mechaniczna, niemal komputerowa translacja elektronicznego piśmiennictwa, które wyszukuję na stronach www. Zastosowawszy wobec tych sieciowych znalezisk artystyczną technikę plagiaryzmu, zawłaszczam zawarte w nich treści. Staram się, aby moje tłumaczenie było jak najwierniejsze, ale aby jednocześnie pozbawione było jakichkolwiek cech, które mogłyby świadczyć o moim autorstwie, czy choćby osobistym stosunku do wygłaszanych tam poglądów. Jestem jak malarz hiperrealista, który robi polaroidem zdjęcie przypadkowej postaci w jej naturalnym otoczeniu albo fotografię krajobrazu, takiego jaki jest, a następnie przenosi ten wizerunek na płótno. Jednak nie tylko hiperrealizm wchodzi tu w grę. Albowiem to "tłumaczenie" jest także jak fragment starej gazety przyklejany do kolażowego kubistycznego malowidła. Te wszystkie kradzione kawałki tłumaczonych internetowych artykułów są dla mnie jak "ready-mades" albo raczej "ready texts", które dopiero w intertekstualnych konfiguracjach tworzą właściwe sensy - do odczytania przez czytelnika, wyrwanego przez technikę gonzo-gnozo z wyuczonego rytuału dosłownego odbioru różnych dzieł dziennikarskich. Dedykuję te słowa tym, którzy wciąż nie mogą uwierzyć w ideę żurnalistycznej sztuki konceptualnej. Próbuję was przekonać do nowego gatunku reportażu, w którym sam zamysł robi za gotowe dzieło. Nigdy-jeszcze-i-zawsze-już dziennikarskiego tekstu reprezentuje końcowy efekt nigdy nie kończącego się twórczego aktu. Zawieszone są prezentowane tutaj poglądy, ich status staje się bardzo wątpliwy. To żadna nowina, że opinia publiczna generalnie nie lubi sztuki nowoczesnej. Brytyjski dziennik "The Daily Mail" zebrał dane na temat przeciętnego i najdłuższego czasu oglądania dzieł w 2011 i wyniki nie były miłe dla awangardy. Tradycyjne prace, takie jak "Ofelia" Sir Johna Everetta Millais, były w stanie zaprzątnąć uwagę zwiedzających do pół godziny. Współczesne propozycje już nie mogły się pochwalić takim wynikiem. Dzieło Damiena Hirsta zostało dosłownie zlekceważone przez turystów. Podstawowym faktem dotyczącym sztuki wizualnej jest to, że to ty, widz, decydujesz, ile czasu zamierzasz jej poświęcić. Inne formy sztuki nie dają ci takiego wyboru. Symfonia zabiera ci, powiedzmy, 40 minut, film dwie godziny, spektakl może ze trzy lub cztery godziny. Natomiast to ty możesz wybrać, czy spojrzeć na obraz przez dziesięć sekund czy dziesięć minut. To dobre kryterium, jak bardzo jesteś nim zainteresowany. Pisarz i krytyk Philip Hensher opisał naukowy eksperyment, przeprowadzony w galerii Tate Britain. Tamtejsza kolekcja dzieł sztuki brytyjskiej obejmuje zarówno historycznych wielkich mistrzów- Whistler, Hogarth, Sargent, jak i nowe sławne nazwiska, w tym takich skandalistów jak Tracey Emin, Damien Hirst czy Rachel Whiteread. Eksplozja zainteresowania sztuką w ostatnich latach koncentrowała się właśnie na modnych, młodych artystach, czyniących skandaliczne rzeczy - wystawiających swoje nieposłane łóżko lub martwego rekina, albo też zachęcających ludzi do biegania z jednego końca Tate do drugiego w odstępach dwóch minut. Te rzeczy łatwo trafiają do gazet i są znane wśród ludzi, którzy nawet nie interesują się sztuką. Obecnie Starzy Mistrzowie -Turner i Constable- wydają się mniej ekscytujący niż nowi prowokatorzy. Czy klasycy mogą w prosty sposób sprawdzić faktyczne zainteresowanie, jakie budzą wśród odbiorców? Autorzy testu wykonali prostą rzecz. Spędzili cały dzień siedząc przed czterema klasycznymi obrazami oraz pracami czterech znanych współczesnych artystów brytyjskich. Liczyli, ilu turystów zatrzymało się przed każdym eksponatem, jak długo przeciętnie spoglądali na każdy z nich, oraz do jakiego zbioru - klasycznego czy nowoczesnego- bardziej przekonany był zwiedzający. Nieoczekiwanie, pomimo wszystkich kontrowersji i publicznej promocji nowych brytyjskich artystów, ich wynik był gorszy niż artystów z XVIII i XIX wieku. Z internetowego opisu tego doświadczenia przekładam dwa przykłady. LICZBA WIDZÓW: 177. ŚREDNI CZAS OGLĄDANIA: 5 sekund. NAJDŁUŻSZA KONTEMPLACJA 2 minuty. Praca Tracey Emin pt. "Dolina Pomników (Wielka Skala)" to fotograficzny wizerunek artystki, siedzącej w fotelu odziedziczonym po babci na tle słynnego amerykańskiego krajobrazu. Nikt nie patrzył na to dłużej niż dwie minuty. Jeśli ktoś spojrzał, to średnio trwało to pięć sekund. Większość gości nawet nie rzuciła okiem na to dzieło. (Ja jednak nie jestem widzem, który tylko przechodzi mimo. Wchodzę "głębiej" wzrokiem w ten autoportret i zagłębiam się w wirtualnej otchłani, aby zgłębiać temat. Na stronie Tate czytam, że ta fotografia pochodzi z podróży Emin po Stanach Zjednoczonych w 1994 roku. Tracy i jej chłopak -pisarz, kurator i "galernik"- Carl Freedman pojechali z San Francisco do Nowego Jorku, zatrzymując się po drodze, aby czytać jej książkę "Eksploracja Duszy". Dla mnie jako odbiorcy staje się to metaforą mojego odbioru. Ponieważ natrafiam tu na kolejny link, który mnie łączy ze stroną, opisującą inne plastyczne dzieło Emin pod tym właśnie tytułem. Jednak zatrzymuję się, nie schodzę na kolejną głębokość, sugerując tylko, że pozornie płaskie, pozbawione znaczeń hiperrealistyczne dzieło fotograficzne, zawiera potężny symboliczny ładunek oraz intertekstualną piętrowość. "Dolina Pomników" jest nie mniej skomplikowana znaczeniowo niż symboliczne, mitologiczne dzieła Starych Mistrzów. Większość widzów nie wchodzi jednak w interpretacyjna interakcję z tą fotografią. Wniosek, jaki mi się narzuca: prywatne mitologie nie są tak intrygujące jak kulturowe archetypy, a warsztatowa "łatwość" hiperrealistycznej fotografii każe widzom z lekceważeniem traktować takich kreatorów nowoczesnych sensów jak Tracey Emin). LICZBA WIDZÓW: 562. ŚREDNI CZAS OGLĄDANIA: 1 min. 57 sek. NAJDŁUŻSZA KONTEMPLACJA: 30 min. Oto tragiczna bohaterka Szekspira Ofelia popada w obłęd, gdy jej ukochany - Hamlet - zabija jej ojca. Wchodzi do strumienia, zbierając kwiaty i topi się, nie wiadomo czy przypadkiem, czy też popełnia samobójstwo. Reakcja widzów? Obraz przyciąga uwagę osób w różnym wieku, od dzieci do osób starszych. Dwie trzecie samotnych odbiorców to kobiety. Około połowy zwiedzających galerię, którzy zatrzymali się przy tym dziele, podjęło dyskusję na jego temat. "Chciałbym mieć ten obraz w swojej sypialni." - takie pragnienie wyraził turysta z Włoch. Dzieci z jednej z grup znały imię bohaterki obrazu. Nie musiały spoglądać na tabliczkę informującą o tytule. "O, jaka ładna sukienka! Bardzo mi się podoba!" - zareagowała jedna z uczennic. Francuska para około trzydziestki przystanęła przed obrazem na mniej więcej dziewięć minut. Dwóch czternastolatków z Włoch zrobiło zdjęcia "Ofelii" swoimi telefonami komórkowymi. Obraz wprawił sześciolatka w taki trans, że gdy matka chciała go zabrać po 90 sekundach, on wrócił, by jeszcze się napatrzeć. (Mój wniosek: przedstawiające obrazy Dawnych Mistrzów wywołują gorące reakcje, nikogo nie pozostawiają obojętnym. Nikogo oprócz mnie. Jednak to inna obojętność niż w przypadku sztuki nowoczesnej, kiedy kontempluję nihilizm. Poza tym wychowany na sztuce popularnej odnoszę to klasyczne dzieło do popowego teledysku. Hamlet zmienia mi się w postać znanego rockmena Nicka Cave’a a Ofelia zmienia się Kylie Minogue. Czerwona róża z płótna Sir Everetta nabiera dosłowności w tytule piosenki "Where The Wild Roses Grow". Toń obrazu nabiera innej głębi znaczeniowej. Już nie Szekspir a XX wieczna popkultura staje się źródłem intertekstualnej gry. Elitarni klasycy są przepuszczani przez pryzmat masowego widza.) "Sztuka stała się obrazoburcza. Nowoczesny ikonoklazm nie polega już jednak na niszczeniu obrazów, lecz na ich fabrykowaniu, mnożeniu obrazów, w których nie ma nic do zobaczenia." - tę krytyczną postawę wobec sztuki na rynku oraz samego rynku sztuki prezentuje Jean Baudrillard w książce "Spisek sztuki". W nawiązaniu do jego pozbawionej nadziei diagnozy, zadaję sobie pytanie: dlaczego zatem zajmuję się sztuką współczesną, właściwie nie mając o niej nic do powiedzenia i na dobrą sprawę nic o niej nie wiedząc? NICANIC NICANIC NICANIC NICANIC NICANIC NICANIC ...... Pozornie wygląda to na modne epatowanie nihilizmem, asertywną postawę cyber-żula, mającego w pogardzie wiedzę, a wygadanego z powodu dużej działki mocnego speedu. Dziś, żeby zabierać głos, trzeba umieć wypuszczać z siebie serie pustych słów, jak liczne, śliczne kolorowe bańki z mydła z dodatkiem gliceryny, nie tak nietrwałe, aby od razu pękały, ale też obliczone raczej na krótkotrwały zachwyt, krótkie neurologiczne spięcie, nagły przeskok suchej iskry, a najlepiej na przelotne, zupełnie przypadkowe, znudzone spojrzenie. Jednak co do tej pożądanej, dekadenckiej pustki Baudrillard nie daje mi większych szans: "Nicość jest (...) sekretną właściwością, do której prawa nie może domagać się byle kto." Prawdziwymi nihilistami - zdaniem filozofa- mogą być tylko bardzo nieliczni wybrańcy. A cała reszta? Zwracam uwagę na niezwykle istotne rozróżnienie w "Spisku sztuki": "Wydobyć ‘Nic’ z potęgi znaku jest w ścisłym znaczeniu operacją poetycką - wydobyć jednak nie banalność bądź błahość z rzeczywistości, lecz jej radykalne złudzenie. Dlatego Warhol jest naprawdę niczym, w takim znaczeniu, że na powrót wprowadza nicość w sam środek obrazu. Czyni z nicości i błahości wydarzenie, które przeobraża w fatalną strategię obrazu. Inni posługują się jedynie komercyjną strategią nicestwienia, któremu nadają formę reklamową, sentymentalną postać towaru, jak mawiał Baudelaire." Ja jestem odległy zarówno od sentymentalizmu postsztuki jak od "naiwnego" nihilizmu. Ten mój dystans do postaw nihilistycznych wynika nie tylko z mojej chrześcijańskiej postawy. Rezerwa ma również źródło w wiedzy, jak nihilizm był odgórnie promowany wszelkimi możliwymi środkami, łącznie z tajemnym aparatem "deep state". Złudna anarchiczna wolność artystów doby postmodernizmu i postsztuki okazuje się tylko "nieuświadamianą" (przynajmniej w dużej części) koniecznością. Dzieła, które pozowały na totalne uwolnienie się z wszelkich tradycyjnych reguł, były tak naprawdę pozorowanym rezultatem totalitarnych gier marszandów w czarnych płaszczach, prochowcach agentury. Jak więc zachować osobność, autentyzm w dobie demonów propagandy? Pozostaje mi zwrócić się przeciwko demoliberalnym modelom, ale tylko do pewnego momentu. Źródłem mojego buntu przeciwko głównemu nurtowi będą jak zwykle najbardziej zradykalizowane marginesy. Jednak zawsze będę wyznaczał sobie granicę wychodzenia "poza" liberalny mainstream. Moja rewolta zatrzymuje się tam, gdzie napotka na choćby najmniejszy ślad dawnej rewolucji bolszewików i mienszewików, z ich licznymi późniejszymi odmianami w postaci tradycji Szkoły Frankfurckiej z jednej strony a Putinowskiego "konserwatyzmu" i jego międzynarodówki z drugiej. Żadna z twórczych dziedzin nie zmieniła się tak radykalnie jak sztuki wizualne - czytam w artykule "Jak lewactwo i rząd USA skorumpowały amerykańską sztukę" autorstwa Marca Gepperta, tekście zamieszczonym na portalu alternatywnych prawicowców (alt-right). "Faszyzowanie" to mój prowokacyjny gest. Julius Evola - guru tradycjonalizmu integralnego, patron radykalnej prawicy - był świetnym malarzem: sensoryjnym idealistą, abstrakcjonistą mistycznym i dadaistą. W moim tekście-manifeście, konceptualnym dziennikarskim u-tworze, staram się naśladować J. Evolę. Jestem konserwatywnym libertynem, konkretnym abstrakcjonistą o metafizycznym zacięciu, kompletnie pozbawionym złudzeń co do transcendencji. Królestwo nietykalnych nigdy nie jest stąd.
szpan w pół godziny